Nie spodziewałam się, że ta gra będzie aż tak dobra. Myślałam, że będzie to zwykły przerywnik, który odpalę dla relaksu; a tymczasem wciągnęło mnie jak mało co!
Uwielbiam ten klimat - niby codzienny, ale jednak nadzwyczajny. Nie sądziłam, że tyle przyjemności może mi dać każdorazowe przechodzenie przez te same lokacje, rozmawianie czy podsłuchiwanie tych samych ludzi i podejmowanie każdej drobnej interakcji. Jakiś szczególny urok miało w sobie oglądanie gwiazd z panem Chazokovem, skakanie po dachach czy poranne sprawdzanie wiadomości z laptopa Mae (nie mogłam oderwać się od klikania w głupawego rekina w dole ekranu!).
Oprawa wizualna raczej bajkowa, surrealistyczna, ale jednak relacje z bohaterami (rodzina, przyjaciele Mae) były wyjątkowo prawdziwe i - jak dla mnie - niosły ze sobą głęboki przekaz. Ta na pozór trudna przyjaźń między Bae i Mae chwyta za serce, bo widać, że cokolwiek by się nie wydarzyło jedna za drugą pójdzie w ogień. Surowy realizm przeplata się często z lekko ckliwymi momentami, ale to jest właśnie czar tej gry.
Jak dla mnie największą jednak perełką jest Gregg. Tak zakręcona i postrzelona postać, a przede wszystkim niesamowicie pozytywna, że tylko czekałam aż Mae wybierze się z nim na jakąś eskapadę.
W ogóle humor tej postaci, ale i całego Night in the Woods jest najmocniejszym elementem. Nieraz rozbrajała mnie absurdalność jakiejś sytuacji, głupota bohaterów czy ich naiwność. Nie zapomnę przezabawnego dialogu Mae i Gregga odnośnie jego hełmu:
M: "To jest faszystowski hełm?"
G: "Nie jest faszystowski"
M: "Skąd wiesz?"
G: "Czytam różne rzeczy"
M: "Od kiedy?"
G: "Odkąd ludzie zaczęli mnie pytać czy to jest faszystowski hełm"
Gregg rulz xD