Jest dla mnie ikoną kina, a już na pewno esencją westernów. Mówi się że dobry aktor zagra wszystko, tylko że wtedy gra pozostaje grą, to się tyczy szczególnie filmów akcji, Eastwood w westernach za bardzo grać nie musiał, nie musiał na siłę udawać mężczyzny, przebijała przez niego jego silna osobowość, wyraz twarzy, zdystansowana osobowość, krótkie i dosadnie wypowiadane kwestie, naturalność. Western jako gatunek mnie nudzi- odbieram je jako banalną i kręconą na siłę zabawę w strzelanie (bez konkretnej muzyki, gry aktorskiej i fabuły). Dopiero westerny z Eastwoodem mnie zahipnotyzowały- komizm, samiec alfa, idealnie pokazana chciwość ludzka, skomplikowane relacje nieufających sobie ludzi, forma satyry na życie, psychologizacja postaci, idealne napięcie budowane stopniowo, osobliwe ujęcia kamery, po prostu klasa.
Ten obraz mężczyzny jest zbyt przejaskrawiony jak dla mnie.
A potem ludzie się dziwią, że robią sobie sami problemy i nie akceptują słabości. Bezsens zachowania osobników męskiej płci nie przestaje mnie zadziwiać.
no taka silna osobowość wiąże się ze śmiertelnie ryzykownymi zachowaniami, na co dzień lepiej nie naśladować
'taka silna osobowość' - polecam dodatkowo seans filmu 'Misja' z 1986 roku, a zwłaszcza rolę Roberta De Niro w owej produkcji; doskonale pokazane, jak uchrzani się czasem człowiek, który musi postawić na swoim
Jako chłopczycę bajerowały mnie zawsze sceny typu pet w ustach, spluwa w łapę i do przodu. Ale poszłam do roboty i okazało się, że trochę mediacji też nie zaszkodzi. Inaczej walczysz, spalasz się, a końcowy wynik i tak marny. W sktócie - trafiła kosa na kamień, chłopczyca na chłopczycę. I czasami najlepszy sposób to ugiąć się i zadziałać po kobiecemu.