Serce się kraja, gdy się dzielicie na jakieś oboziki i próbujecie własnych racji bronić i zarzekacie się namiętnie, że wasze gusta i poczucie komfortu nie aprobują tego obrazu i że powinno się to tyczyć wszystkich. Jest coś takiego jak estetyka. Są to ogólne bodźce, które z niewiadomych przyczyn łechcą nasze zmysły. Aby być świadomym swojej estetyki należy wyrobić sobie swojego rodzaju artystyczną wrażliwość. Kubrickowska pomarańcza przemawia do mnie z paru względów: groteska, absurd, prowokacja, piękne kadry zakrawające o vintage i futuryzm, absolutnie zniewalające intro, hybryda marszu Purcella i ostentacyjnych syntezatorów, szeroko pojęta niekonwencjonalność. I w tym objawiło się moje uwielbienie. W tym cynicznym patosie, w tej obrzydliwej i pseudoelokwentnej nomenklaturze, w tej bezpretensjonalności aktów przemocy. Kubrick po prostu ponastawiał ptaszki przy wszystkich moich estetycznych standardach. I dlatego kłaniam się nisko. Myślę, że każdy powinien zrobić sobie taki estetyczny rachunek sumienia i poznać się na swoim guście lepiej.